wtorek, 31 grudnia 2013

Jakoś się kula

To był dziwny rok.
Na pewno bardzo intensywny.
Trudny. Choć w ostatecznym rozrachunku na plus.
Rok zmian i niełatwych, ryzykownych decyzji. Stawania nad krawędzią i zaglądania jak głęboko da się spaść. Oraz ciągłego odkrywania, że Ktoś spaść nie pozwoli, bo mocno trzyma za rękę.
Rok szalonego wariowania z Witkiem i przez Witka ;)
Rok wytężonej pracy i lenienia się bez wyrzutów sumienia, jak nigdy dotąd - zawsze gdy tylko nadarzy się okazja.
Rok zakupów w sieci. Chyba jestem uzależniona od niektórych stron ciuchowych... 
Rok prawie bez zakupów włóczki!
Rok poznawania nowych fajnych osób, które są jakby "od zawsze".
Rok mizernego blogowania, niestety (bez tego - tylko 16 postów! A bywało ich po kilkadziesiąt...)
Rok niezrywania z robótkami, wbrew ograniczeniom czasowym.

Rok, który minął nadzwyczaj szybko. Ledwo się zaczął, a już się skończył.
Przeleciał jak śnieżna kula... Śnieżna... Widział ktoś śnieg? Nie żebym tęskniła ;)

Ale skoro nie śnieżna to może taka?


W domu dekoracji zbytnio nie lubię, świątecznych sporo mam z lat ubiegłych. Choinkę Wit ubierał w małą armię drewnianych figurek. Więc tylko kilka kul powstało do Witkowego pokoju.


Zawisły na karniszach pozbawionych zasłon - jakoś się nie złożyło by je po praniu zawiesić i tak już zostało... Dzięki temu tylko one zdobią wymyte okno, przez które wpada to nieprawdopodobne grudniowe słońce. Ostre jak nigdy więcej w roku.


I kręcą się wokół własnej osi poruszane ledwie wyczuwalnymi podmuchami powietrza...


Każda kula powstała z 20 (!) kółek wyciętych jako tako równo ;) ze skrapowego papieru, poskładanych i posklejanych wg tej instrukcji


Idealny relaks dla głowy po całym dniu spędzonym z chorującym maluchem ;) I tak - choróbska za nami, a one wzrok cieszą. I doszedł nam nowy przedspaniowy rytuał - pacanie kulek ;)


A od jutra potoczy się rok nowy. Mam nadzieję, że troszkę łatwiejszy - przydałoby się nieco oddechu ;)
Na pewno będzie kolorowy - o to zadbamy sami!


I Wam tego też życzę - by było kolorowo. I niech się kręci!
Do zobaczenia w 2014!

niedziela, 29 grudnia 2013

Kufajka

Tak się ostatnio porobiło, że więcej mam czasu na druty niż na pisanie i zdjęcia. Szyciowe wyczyny jeszcze nie doczekały się sesji, a w międzyczasie już powstał kolejny zestaw czapka/nie-do-końca-szalik - tym razem dla Witasa - oraz grubaśny, cieplaśny sweter podomowy.

I jego to dziś udało się cyknąć. Cóż - od dwóch dni, czyli od momentu kiedy wysechł po blokowaniu, mam go na grzbiecie non stop. Wystarczyło poczekać na mniej mroczny moment dnia ;)

Dziś na chwilę wylazło coś jakby słońce. I oto one, zdjęcia. Jak na tego typu udzierg przystało - wszystkie bez wyjątku są kanapowe.


Dziergałam z dostanej od Mikołaja (czyli tego gościa z 6.12.) włóczki Merino Bulky YarnArtu. Trochę mnie niepokoiła niska zawartość wełny w mieszance (tylko 30%, reszta akryl) ale też pociągała grubość i mięsistość włóczki...


Ostatecznie, jak na sweter domowy, jest super.

Metryczka:
model: brak, z głowy i na bieżąco
włóczka: YarnArt Merino Bulky (100m/100g, 30% wełna 70% akryl), 6 motków
druty: KP 7,0 mm i 5,0 mm (mankiety)


Jest grubaśny, przytulaśny, grzeje jak złoto. I jest też odpowiednio ciężki - nie ma irytującej lekkości 100% akrylu, ale też nie jest za ciężki (przy tej grubości mógłby to być problem)...

I jeszcze coś - świetnie się z takich grubasów dzierga. Sweterek powstał w kilka popołudni, a gdyby mi bardziej zależało żeby pocisnąć, to i 2-3 by wystarczyły.


Po kilku dniach namysłu i próbkowania zdecydowałam się na połączenie ściegu gładkiego z podwójnym ryżem. A już po nabraniu oczek na górę zdecydowałam, że tym razem raglan, a nie con-sron. I chyba na dobre to swetrowi wyszło.


Ryżem robione są rękawy, listwa przodu/kołnierz i kliny zaczynające się pod pachami i systematycznie poszerzające się na przód i tył.


Od początku chciałam mieć jakieś zapięcie, ale nie guziki. Stanęło na dwóch napach. Mogłyby być większe, ale i te dają radę.


Kołnierz można nosić wyprostowany - tworzy wówczas rodzaj stójki i świetnie grzeje podgolony kark ;) Ale można go też wywinąć, jak tu.


No to jeszcze trochę zbliżeń - na grubaśne, ryżowe rękawy...


... na listwę z zatrzaskami...


...połączenie dołu i listwy...


... oraz okolice zadnie ;)


I jeszcze trochę. Bo z kilku efektów jestem bardzo zadowolona. Np z tego jak ładnie "wykończyła" się listwa - oczka brzegowe przerabiałam zawsze na prawo, dzięki czemu na brzegach powstały delikatne guzełki, idealnie pasujące do ryżu.


Dół, żeby zapobiec zwijaniu i zbytniemu ściągnięciu dzianiny, zamykałam podwójną nitką. I powstał fajny, ciężki "łańcuch", który brzeg nie tylko zamyka ale i wykańcza estetycznie.


Rękawy natomiast wykończyłam krótkim (4 cm) mankietem ściągaczowym.


No i połączenie gładkiego prawego i ryżu - uwielbiam!


Sweter to raglan od góry, z listwą dorobioną z oczek nabranych na brzegu, zero zszywania (przy tej włóczce byłoby ciężko o dobre szwy). W raglanie początkowo dodawałam oczka w co 2, a później w co 4 rzędzie, dzięki czemu przy ramionach powstał fajny łuk. Od pach systematycznie poszerzałam korpus, żeby było na maksa luźno i wygodnie.


A teraz mam jeszcze przed sobą perspektywę kilku wolnych dni. I nową włóczkę, tym razem przyniesioną przez pracowego Gwiazdora. Trwa próbkowanie, plany się krystalizują... ;)




Włóczka bliżej mi nieznana, ale fajna - dość gruba i gryząca 100% wełna, szara, rzecz jasna ;)


PS. Zdjęcia w szarościach, ale w wyglądzie swetra absolutnie niczego to nie zmienia ;)
PS.2. Dziękuję Synkowi za to, że jego drzemki trwają na tyle długo, że da się machnąć "sesję", obrobić zdjęcia i jeszcze post skrobnąć. Dobry Synek... :*