poniedziałek, 30 stycznia 2012

Zmrożony róż i o zaletach dobrego bloku

W zasadzie to powinien być post bez zdjęć, a przynajmniej bez zdjęć "z wkładką". Ale przyzwyczaiłam do nich już i Was i siebie, więc jednak pokażę co mam...
Mam też jednak nauczkę, że robienie zdjęć w pośpiechu, tuż po pobudce, samodzielnie (bez stałego, zaufanego, ofukanego ale jednak sprawnego fotografa), w ciąży, nietwarzowej "fryzurze", w golfie i w mechatej chuście daje efekt następujący: na wszystkich fotografiach odnajdujemy "walenia wyrzuconego na brzeg" ;)

Ale od początku.
Chustomania trzyma i nie zamierza odpuścić. Jak tylko w czwartek wrzuciłam Angorę Gold BD na druty, tak zajmowałam się nią w każdej wolnej chwili. I choć tych chwil nie było zbyt wiele, w szaleńczym tempie 5 dni powstała chusta :) A dziś powędrowała już w świat. Najpierw jednak powstała ta straszna sesja.


Model: Frozen leaves by Anusla (z modyfikacjami, o których za chwilę)
Włóczka: Alize Angora Gold Batik Design, kolor 3048 (80% akryl, 10% moher, 10% wełna)
Druty: KP 4,5mm i 7,0mm


Jak wspomniałam - wzór jest trochę zmodyfikowany. Po pierwsze dodałam środkowe oczko. Raz, że nie byłam przekonana do tych wielgachnych dziur. Dwa, że tak wydawało mi się łatwiej - wiadomo, bliższe temu co już znane. Oczko dodałam zaraz na początku i przerabiałam cały czas na lewo po prawej i na prawo po lewej, co ładnie uwypukliło listki.
Drugą modyfikację poczyniłam za Dziergam Sobie - dziękuję za inspirację! Też skróciłam bordiurę, jeszcze bardziej zresztą. I znów przyczyny były dwie - tak wydało mi się ładniej (obejrzałam chyba wszystkie wykonania tej chusty na ravelry, a trochę ich jest...), poza tym - straszliwie coś mi się nie zgadzało ze wzorem w końcówce schematu 2. W ogóle te schematy były dla mnie nie do końca czytelne, jakiś dziwny był ich układ i często posiłkowałam się zdjęciami.
Schemat 3 pominęłam zupełnie - nie podobał mi się, zwłaszcza poprzedzony prawymi oczkami sprawiał wrażenie mocno przyciężkie. A sprawdziłam w praktyce - prułam prawie 5 cm :)


Tu kończą się niestety w miarę sensowne zdjęcia z dzisiejszej sesji. Na zakończenie, w ramach żartu, zdjęcie Izy z miną "naturalną", to znaczy kiedy nie usiłuje wyglądać "miło" ;P


A teraz - moje ulubione detale :) Bo po modyfikacjach chusta bardzo mi się podoba. Uważam, że ma świetny balans kształtnych listków i odpowiednio ażurowego brzegu.  A'propos brzegu - zamykałam znów metodą zamknąć oczko, dorobić oczko i chyba przy niej pozostanę, pasuje mi. Plus, oczywiście, większe druty.





Mechatość! :)


Niestety - niewiele dobrego mogę powiedzieć o włóczce. Nie wypowiem się w kwestii koloru - to kwestia wyłącznie gustu, podobnie jak efekt pasów (moim zdaniem fajniej by wyglądały bardziej rozmyte przejścia, a róż mi się nawet podoba - co mnie samą zaskoczyło...).
Inną sprawą jest jakość. Generalnie - na chustę może być, ale gdybym kupiła tę włóczkę na ciuch... Niby decydując się na mieszankę z zaledwie 20% naturalnych włókien mogłam się tego spodziewać, a jednak Luna, której proporcje były podobne, jest znacznie przyjemniejsza - i w dotyku i w blokowaniu. 
Na szczęście w blokowaniu pomogły mi DRUTY. I tym razem za ich pomocą powstały też ząbki :)

W tym miejscu OGROMNIE chciałabym - raz jeszcze - podziękować Intensywnie Kreatywnej za drutowe natchnienie i post na blogu, dzięki któremu nie musiałam wyważać otwartych drzwi i od razu wiedziałam skąd takie druty wziąć :)
W "praniu" sprawdzają się rewelacyjnie!






Tym razem, dodatkowo, pomogło mi mające niebawem nastąpić "powiększenie stada". Bo z tego powodu w domu pojawiły się piankowe puzzle, po odpowiednim zestawieniu idealnie nadające się na podkładkę pod upinaną chustę :) Dzięki niej jest w co wbijać szpilki i można blokować tak jak lubię, czyli z napięciem na full. O!


Od wczoraj zaś podganiam BWP. Przymiarki sugerują, że jest szansa, że nie podzieli on losu swego poprzednika, czyli czarnego domowca. Idzie całkiem nieźle, z korpusem jestem w okolicach talii. Nadal tylko niepokoi mnie ilość włóczki. Zobaczymy.
Jednak odkryłam w międzyczasie, że chusta na drugiej parze drutów to coś, co warto mieć w zanadrzu... A Em odkryła, że chciałaby mieć chustę na lato... Więc pewnie jutro narzucę coś lekkiego, plan już jest :)

sobota, 28 stycznia 2012

I ja tam byłam, JESZCZE nic nie szyłam...

... ale to pewnie niebawem nastąpi. 
Mają TAKI park maszynowy, że grzechem byłoby nie skorzystać :)


Ale o czym ja mówię? 
Otóż wczoraj nastąpiło oficjalne, a dziś - użytkowe, otwarcie pierwszej w Poznaniu Kawiarenki Szyciowej - NITKI.


Nitka to takie miejsce, gdzie można robić niemal wszystko czego dusza zapragnie, a są to same miłe rzeczy. Można skorzystać ze wspaniałych maszyn (doliczyłam się 8, są na godziny) w tym owerloka, hafciarki i filcówki, można się poradzić, a nawet pójść na kurs/warsztaty, można kupić materiały i dodatki piękne jak nigdzie, a do tego zjeść ciacho, napić się kawki albo soku i przyjemnie pogadać. Zapomniałabym, można też podziergać ;)

No to teraz zapraszam - zajrzycie tam okiem mojego aparatu (większość zdjęć jest poruszona, to z emocji ;) )

Na gości czekały przepiękne babeczki (tak, mówię też o Właścicielkach ;) ), te do jedzenia prezentowały się tak



Wersja specjalnie dla dziewiarek ;)



Więc się nie hamowałam ;P


Na przeszycia czekają całe połacie cudnych tkanin; obejrzałam i sfotografowałam tylko część, a i tak niemal nie padłam ze szczęścia :) Tkaniny można wykorzystywać na miejscu, można "brać na wynos" (chyba będą też dostępne on-line, jak tylko strona ruszy). Zapowiadane są też nieprzeciętnej urody dodatki: taśmy, lamówki i wstążki, guziki i inne piękności. Część jest już na miejscu, część zmierza zza mórz i oceanów nawet.


Bliżej przedstawię tylko kilka z moich faworytek.




Czy Was też ekscytują takie zestawy? Ledwo się oparłam, żeby jakiegoś nie wynieść ;)


No i trochę o samych wnętrzach: jest pięknie. Niestety nie sfotografowałam (obleganych) mebli z części kawiarenkowej, ale i tu zauważycie dbałość o detale.


Rzut oka na park maszynowy :)


Niestety - trzeba już zmykać. Jeszcze tylko ostatni rzut oka...


Nie, na pewno nie ostatni. Pojawię się tam nie raz :)

Nitka mieści się na osiedlu Literackim (ul. Wergiliusza 47B), na razie ma stronę na fb, ale niebawem ruszy też "tradycyjna" strona on-line (jak tylko się to stanie - umieszczę baner na pasku bocznym).

Dziewczynom życzę powodzenia - uważam, że to bardzo fajny projekt (sama zresztą kiedyś marzyłam o stworzeniu takiego miejsca, ale na marzeniach poprzestałam...).
A wszystkim Poznaniankom (choć nie tylko) szczerze polecam - warto zajrzeć, choćby po to, by pooglądać te cudne wzory :)

środa, 25 stycznia 2012

Nowości i starości*

Czy ktoś mógłby powstrzymać mnie przed wydawaniem?? ;)
No dobra, stan konta skutecznie zaczyna to robić ;) Ale tyyyle rzeczy kusi kobietę...

Na przykład prasa. Wchodzę Ci ja do "saloniku prasowego" (nie "bywam" ostatnio nigdzie niemal, więc jak już się z domu wypuszczę, to zwiedzam...), a tam atakują mnie nowości wydawnicze. Dzięki bogu - wydawcy jednak nie czają się na moją kasę aż tak bardzo, bo zdecydowana większość prasy "robótkowej" jest mocno średnia.

Ale nowej burdy pominąć nie mogłam. 


Podoba mi się w niej niemal każdy model (tu można zobaczyć wszystkie), a że kupiłam głównie dla tych kilku, to można powiedzieć, że jestem do przodu ;)


Plan jest taki, że luty będzie miesiącem szycia. Chyba machnę sobie nawet - na wzór Brahdelt - jakiś banerek, może to mnie zmobilizuje żeby plan zrealizować ;)

ZDECYDOWANIE podoba mi się odnowiona Sabrina. Idea jest taka: obserwujemy wybiegi i przenosimy je do naszych szaf za pomocą dzianin. Mam nadzieję, że to nie pomysł na jeden numer, a kierunek, w którym pismo podąży.


Modele już tak rewelacyjne jak sam pomysł nie są (choć i tak nie jest źle), najbardziej spodobały mi się sweterek-żakiecik a'la Chanel...


... i żakiet z wyłogami. Na ten mam już nawet włóczkę, choć moja wersja znacznie będzie odbiegała od pierwowzoru :)


Fajnym pomysłem jest też, pojawiający się co kilka modeli, kącik "lekcja stylu", czyli co z czym łączyć. Trzymam za nową Sabrinę kciuki.


Wczoraj dotarła też przesyłka z e-dziewiarki...


... z włóczkami na chusty: czerrrrwoną Angorą Special (Vlad?)...


... i różową, cieniowaną Angorą Gold BD (na chustę zamówioną).


Mam też - wreszcie! - miarkę do drutów! Ha! Czy tylko ja mam takie zboczenie, że MUSZĘ mieć wszystko jednej firmy? Bardziej mi się miarka Addi podobała, ale KP wygrało, bo takie mam druty... Cóż. Grunt, że działa :)


W przesyłce były też, rzecz jasna, próbki. Ale schowałam je od razu głęboko, żeby nie kusiły ;) 
Za to dałam się skusić i zaczęłam Frozen Pink (czyli Frozen Leaves w wersji dla K.). Przyznaję się bez bicia - MUSIAŁAM sprawdzić jak wychodzą te listki :) Idzie ładnie, choć wiem już, że wolę chusty z cieńszych nici :)


Ale nie samymi robótkami żyje człowiek (a zwłaszcza kobieta). Kosmetyki.... Chyba muszę przestać czytać te przeklęte blogi, bo to przez nie nagle ubzdurałam sobie, że muszę mieć pomadkę nude... A że nie umiałam wybrać - mam dwie :)

tak, one są nude, jak się je nałoży na usta

Skoro już przy kosmetykach jesteśmy - padło ostatnio w komentarzach, że potrafię malować kreski. Cóż, chciałabym. Niestety, póki co, jest tak se. Czasem wyjdzie idealnie, czasem wyjdzie... bokiem. Żelowy liner ma to do siebie, że bardzo szybko zasycha i nie da się zetrzeć tego co "wyjedzie". Można jedynie pogrubić :) Dlatego uparcie ćwiczę kreski, powstrzymuję się przed skróceniem rączki pędzelka (złej baletnicy...) i dokumentuję.
To kreska z wczoraj (tu ma już ładnych parę godzin)...


... to z dziś.


Widać, gołym okiem, że idealne i TAKIE SAME nie są. Grunt, że z daleka i "w życiu", czyli wśród mrugania i pod okularami, nie wyglądają fatalnie :) No i stanowią, w związku z nagłą manią cieniowania się neutralnie oraz miłością - równie nagłą - do nudziaków na ustach, najwyrazistszy element mojego make-up'u. A bez make-up'u to ja sobie życia nie wyobrażam, musicie wiedzieć.


Zmykam tymczasem, niestety - nie do drutów. Ale, żebyście zbytnio nie tęskniły, zostawiam Was z kolejną narcystyczną fotką ;)

* te tytułowe "starości" to ja, rzecz oczywista ;)

niedziela, 22 stycznia 2012

Uprzejmie donoszę...

a) ... że jestem wyjechana chwilowo, ale wrócę niebawem.

b) ... że jednak MOGĘ ROBIĆ NA DRUTACH w samochodzie :) (dowód rzeczowy A, nie-do-końca-pełen, ale musicie uwierzyć - mogę)


c) ... że nie uległam Waszym pokusom (ha-ha!) i jednak zaczęłam czarnego Blaira (ze względu na "radosny" kolor oraz obawę, że może dopasowywanie na sobie czegokolwiek w obecnym stanie, a z zamysłem noszenia tego także "po", nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza jak się dzierga "na motywach" i przy nie-za-dużych zapasach włóczki (mam 3 motki... ponoć jest wydajna...), otrzymał on robocze - ale pewnie i ostateczne - miano Blair Witch Project ;) ). Dziergam raglan od góry (ale dodaję oczka nietypowo) i jestem na etapie, kiedy odłożone oczka czekają na przemienienie się w rękawy, a ja radośnie lecę tułów/korpus proooosto w dół. Zapowiada się ok. Czego na zdjęciu, oczywiście, nie widać :) (dowód rzeczowy B)


d) ... że mam chwilowo etap ciążowego zachwytu nad sobą, w związku z czym mogę Was uraczyć zdjęciami z sesji, którą sobie ostatnio strzeliłam :) (dowody rzeczowe C i D)



Nawet jest to nie do końca robótkowo od czapy, bo pokazuje Wspaniałe Właściwości Adaptacyjne Dzianiny Wykonanej Ręcznie :) Sweterek na sylwetce "pojedynczej" prezentował się tak:

a więcej tu
Wiecie co? Mimo koszmarnej akrylowatości Klasika, z którego go zrobiłam, nadal ten sweterek lubię :)

e) ... że chyba już wiem jaka chusta powstanie z estonki. Miała być maksymalnie ażurowa, ale po gruntownym przestudiowaniu szuflANNdii mam inny plan :)

f) ... że kocham żelowy eyeliner! Możecie wierzyć lub nie, ale utrzymuje się BEZ ZARZUTU cały dzień, niestraszne mu nawet delikatne tarcie oczu i drzemki :)

edit: ważne pytanie na koniec
czy wyświetlają Wam się polskie znaki przy tej czcionce?